Słowo “coaching” stało się ostatnimi laty bardzo modne. Mam jednak nieodparte wrażenie, że większa część osób, spoza branży oczywiście, która wypowiada to słowo, tak naprawdę nie wie, na czym to polega. Mogę to tylko potwierdzić, bo ja też nie wiedziałam. Coś słyszałam, coś wiedziałam, natomiast nie za bardzo potrafiłam wytłumaczyć.
Dziś wiem, że myliłam coaching z czymś zupełnie innym.
Dawno, dawno temu… jakiś okrąglutki rok temu, w mojej poprzedniej firmie, przydarzył mi się coaching. Dobrze to pamiętam – pewnego słonecznego dnia, o 10 rano, pani prezes zagoniła cały zespół, jak gąski, na białe, skórzane i bardzo włoskie kanapy. Po chwili pojawiła się pani coach. Wiedzieliśmy kim jest , bo należała do zespołu.
Siedliśmy równiutko na bardzo włoskich, białych kanapach. Zerkaliśmy na siebie pytającym wzrokiem. Przyczynę dla której się tam zebraliśmy znała chyba tylko pani prezes i coach. W tak zwanym międzyczasie pojawił się przed nami się flipchart… i się zaczęło.
No właśnie… zaczęło się, tylko, że my nie bardzo wiedzieliśmy co. Jakieś szklenie, nauczanie? O co chodzi?
O tym, czym rzeczywiście jest coaching przeczytasz tutaj: Coaching – co to właściwie jest
Pani coach, bardzo ładna i miła, zaczęła zadawać pytania, na które my nieudolnie próbowaliśmy odpowiedzieć. Momentami robiło się bardzo cicho, bardzo milcząco i bardzo niezręcznie. Zupełnie jak w szkole: dwie osoby się zgłaszają i odpowiadają, reszta siedzi cicho i modli się, żeby go nie zapytali. Pani Coach cały czas usilnie starała się wydobyć z nas cokolwiek, co mogłaby zapisać na stojącym obok niej flipcharcie. Ogólnie rzecz ujmując mocno drążyła temat. Obserwując współuczestniczących miałam wrażenie, że każdy myśli to, co ja: “o co do cholery chodzi? Po co to wszystko?” Spotkanie mocno się dłużyło, bo wydawało się mało atrakcyjne, niby zakończyło się jakimś podsumowaniem, natomiast jaki rzeczywiście był cel tego spotkania zrozumiałam teraz, kiedy sama jestem coachem. Po tym dwugodzinnym praniu mózgów, dzieląc się wrażeniami nad kubkami kawy , doszliśmy do wniosku, że zwyczajnie spełniliśmy kaprys pani prezes i to by było na tyle. Było, skończyło się, zapominamy.
W ten oto prosty sposób źle przeprowadzona sesja spowodowała, że zniechęciłam się do coachingu. Nie wyniosłam z tej sesji nic, poza poczuciem straconego czasu.
Na powyższym przykładzie napiszę jakie 5 podstawowych błędów, które może popełnić coach i co na wspomnianej sesji poszło nie tak. Przejdźmy do opisanego spotkania, a ja krok po kroku opowiem Wam, co nie zadziałało jak powinno. Szczerze przyznam, że szkoda, bo dziś wiem, o co mogło chodzić i wiem też, że coach mogła z nas wydobyć dużo więcej, gdyby tylko powiedziała o co chodzi. Teraz z perspektywy posiadanej wiedzy wiem, że pani coach umiała zadawać właściwe pytania.
Zebrano nas, nie mówiąc o co chodzi.
Błąd. Zagoniono nas na wspomniane wyżej bardzo włoskie, białe kanapy, nie mówiąc nam o co chodzi. Zebraliśmy się, bo pani prezes kazała. Przypuszczam, że każdy miał swoje wersje co do tego spotkania.
Prawidłowo. W organizacjach, czyli firmach, uczestnicy spotkania, czyli sesji, powinni wiedzieć w czym będą brać udział. Osoby coachowane nie powinny snuć domysłów, sytuacja powinna być dla wszystkich jasna.
Nie wyjaśniono nam czym jest coaching
Błąd. Coach nie wyjaśnił nam czym jest, a czym nie jest coaching. Nie usłyszeliśmy co w coachingu jest najważniejsze, na czym polega, ani w jaki sposób będziemy pracować.
Prawidłowo. Coach powinien wyjaśnić czym jest coaching, oczywiście krótko i na temat, i powiedzieć czym nie jest, żeby nie pozostawić miejsca na domysły.
Nie zapewniono nam poczucia komfortu
Błąd. Zagoniono nas jak gąski, owieczki, czy też inne zwierzątka na wspomnianae kanapy i bez, jak my to nazywamy “gry wstępnej”, czyli wyjaśnień co i jak, zaczęło się coachowanie. Czuliśmy się mocno zdezorientowani, skrępowani, że oczekuje się od nas czegoś, a my nie potrafimy tego dać. To nie mogło się się udać. Dopiero wiedząc, czym jest coaching można w pełni brać udział w sesji. Inaczej to nie ma sensu.
Prawidłowo. W procesie coachingu to klient jest najważniejszy. Klient ma czuć się komfortowo w czasie sesji, a zadaniem coacha jest mu to zapewnić. Nie można doprowadzić do poczucia skrępowania czy dezorientacji. W takiej sytuacji nie może być mowy o coachingu. Klient powinien wiedzieć, że ma prawo do poczucia komfortu. To bardzo ważne.
Nie wyznaczyliśmy tematu sesji
Błąd. Zupełnie nie wiedzieliśmy, o co może chodzić. Po kryjomu pisaliśmy do siebie sms-y pytając, czy może ktoś się domyśla co też pani prezes miała na myśli organizując ten spęd. Widać było, że nie skupimy się na spotkaniu, bo nie zadbano o właściwą atmosferę coachingu. Dobrze się bawiliśmy sms-owo obgadując durny pomysł. Nikt nie określił tematu spotkania, nie mieliśmy więc wspólnego celu, który połączył by grupę w fajny zespół na fajnej sesji.
Prawidłowo. Sesja polega na tym, że klient mówi, o czym chce porozmawiać i co chce wziąć “na tapetę”, w przypadku organizacji temat wyznacza odpowiednia osoba z organizacji i tylko po wcześniejszym uzgodnieniu z coachem ( nie każdy firmowa sprawa to sprawa dla coacha). Grupa coachowana powinna wiedzieć jaki jest temat spotkania, bo też coaching polega na pracy nad tematem. Jak to zrobić, kiedy tematu po prostu nie ma?
Nie określiliśmy miernika sesji
Błąd. Nie mając tematu nie można także określić miernika sesji, czyli tego, co chcielibyśmy osiągnąć w czasie spotkania. Był to podstawowy błąd. Patrząc na to z perspektywy czasu i wiedzy, jaką teraz mam, wiem, że to byłaby wspaniała sesja. Bo tematem było znalezienie wspólnego mianownika pod tym, co każdy z nas rozumiał jako misję firmy. Temat samograj, jaka szkoda, że nie było tak jak powinno.
Prawidłowo. Sesja ma wtedy sens, kiedy na jej końcu klient potrafi określić, czy ma już to, co zakładał na początku spotkania. Np. klient mówi, że pod koniec spotkania chciałby znaleźć sposób, który pomoże mu w podjęciu decyzji, na której mu zależy. Na koniec sesji coach zapyta: czy masz to na czym ci zależało w temacie, który określiłeś? Bez określenia mierników, nie wiadomo czy przebieg sesji był dla klienta w jakikolwiek sposób satysfakcjonujący.
Widzicie teraz jak proste błędy mogą sprawić, że sesja się nie uda. Te wstępy i wyjaśnienia, określenie tematu i mierników to, parafrazując Vilettą Kubasińską z “Brzyduli”, podstawowe podstawy coachingu, bez których ani rusz.
Szczerze przyznam, że szkoda mi tego straconego czasu, bo pani coach była super. Gdybyśmy od początku wiedzieli czym jest coching, dlaczego pani coach tylko pyta, a nie komentuje, co jest tematem sesji i z czym chcemy z niej wyjść to byłoby ekstra!
Pamiętam tę sesję bardzo dobrze i pamiętam umiejętne zadawanie pytań, tyle że wtedy mnie to drażniło i nie obchodziło. Nie wiedziałam, że coach jest po to, żeby zadawać mądre pytania, bo to one są podstawą dobrego coachingu. Zastanawiałam się wtedy, czemu zadaje tak dużo pytań, momentami wydawało mi się, że to z lenistwa, ale też że drąży temat za bardzo, a my jak głupki nie wiemy, co powiedzieć. Nie widziałam, że ta cisza, to nasze przedłużające się milczenie, to też część coachingu, to cześć procesu ważna jak każda inna. Nie widziałam, że zapisywanie tego, co mówimy jest istotne, a to po to, żeby coach nie parafrazował naszych słów, tylko nas cytował. Zdziwiłam się także, że notatki ze spotkania zapisane na dużych kartkach zostały na flipcharcie. Ot, po prostu pani coach się zawinęła i zapomniała o notatkach, tak wtedy pomyślałam. Zostały jakby nikomu nie potrzebne, jakby były zupełnie bez znaczenia, a teraz już wiem, że to, co coach zanotuje jest tylko dla klienta. Coach nigdy nie ma dla siebie notatek z sesji.
Drobiazgi prawda? Sami chyba jednak przyznacie, że to drobiazgi dość istotne. Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach, to prawda. Szczegóły mają znaczenie, ale to już temat na całkiem inny wpis.